4.07.2010

Mój Shire

Już po świętach i wielkim obżarstwie. Na szczęście spędzałyśmy je z Niunią w J-ot i mogłyśmy między jednym jajkiem a drugim pochodzić po lesie. To wielka ulga i komfort zważywszy na to, że dzisiaj przyszłam do pracy w spódnicy, bo w spodniach było niewygodnie. A nie zdarzyło mi się to, znaczy paradowanie w spódnicy, od roku. Chyba zarządzę wiekie porządki w Shire i zacznę się odchudzać.
Las był magiczny i tuż przed wiosennym rozkwitem. Przyroda do tego stopnia postanowiła być sielankowa, że nawet przebiegło nam drogę stadko sarenek. Niestety zbyt szybko zniknęły między drzewami i nie dążyłam zrobić zdjęć.
Tę porę roku w lesie bardzo lubię, bo nie ma jeszcze aktywnych moich największych wrogów - PAJĄKÓW! Gdy wiem, że już działają, moje spacery po lesie ograniczają się do ściśle wyznaczonych ścieżek i to do ich środkowej części. Bo pająk może czaić się wszędzie!
A już z całą pewnością będą tutaj:



Ale żab się nie boję i uwielbiam te leśne jeziorka.





"A droga wiedzie w przód i w przód,
Choć się zaczęła tuż za progiem -
I w dal przede mną mknie na wschód,
A ja wciąż za nią – tak jak mogę...
Znużone stopy depczą szlak -
Aż w szerszą się rozpłynie drogę,
Gdzie strumień licznych dróg już wpadł...
A potem dokąd? – rzec nie mogę."



No czyż to nie piękne?

Brak komentarzy: