W niedzielę zobaczyłam pierwsze znaki świadczące o tym, że już chyba koniec tego dobrego i ma się ku wiośnie. A dzisiaj poczułam jak słońce grzeje mnie w plecy. Grzeje! To już chyba coś znaczy.


Wiosna także powoli zaczyna królować w moich pracach. Jakieś dziury i ażury, choć właściwie teraz robię krótkie ponczo z dość grubej włóczki. Mam ciągle wątpliwości, bo miałam już nic takiego zdecydowanie zimowego nie robić, ale robię. Fajna mięciutka włóczka, jakby sama się oplątywała na drutach. Tymczasem koronkowa robota:

A na koniec poranna impresja dotycząca moich podręcznych drutów do robótek (reszta jest schowana w szafie). Dziecko akurat wychodziło do szkoły, gdy słońce zaświeciło jakoś magicznie.
